sobota, 26 marca 2016

Od Nereshy

Leciałam ponad chmurami na mojej klaczy. Wiatr rozwiewał mi włosy. Uwielbiałam te chwile. Wtedy mogłam się odprężyć i na chwilę zapomnieć, że sama nie mogę latać. Kochałam Schannel'e jak nikogo innego. Po chwili podeszłyśmy do lądowania. Dalej siedząc na jej grzbiecie, objęłam ją. Zwinnie zeskoczyłam i ruszyłam pieszo przed siebie, rozglądając się. Schan szła za mną i co chwilę trącała mnie chrapami. Wspięłam się na wysokie drzewo i zlustrowałam wzrokiem okolicę. Zauważyłam zamek, którego wcześniej nie widziałam. No tak... wielkie miasto i te sprawy.. Nie mój styl. Czarna klacz zarżała cicho, ostrzegawczo.  Drgnęłam i natychmiastowo zeszłam z drzewa, dosiadłam pegaza i wyszeptałam:
-Ciii, Schan, spokój...
Klacz dalej rozglądała się niespokojnie. Niedaleko dostrzegłam postać na koniu.
-Kto tu jest? -zapytałam niepewnie.

Ktoś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz